sobota, 29 lutego 2020

Muzyka filmowa i jej istota


Muzyka filmowa, aspekt bez którego większość produkcji straciło by swój charakter. Wielcy kompozytorzy, którzy wespół z reżyserami tworzą dzieła sztuki. O tym chciałbym dzisiaj z wami porozmawiać. Początki muzyki filmowej, sięgają czasów, kina niemego. Wtedy taper, grający na pianinie, nadawał brzmienie filmowi. W bogatszych kinach, muzyczny koloryt nadawały orkiestry kameralne, a czasami nawet symfoniczne. Utwory do tych filmów, od początku tworzyli znani i cenieni kompozytorzy tacy jak Sergiusz Prokofiew, albo Dymitr Szostakowicz, ale nie tylko. Dzisiejsza muzyka filmowa to w większości odmiana muzyki współczesnej oraz muzyki z epoki klasycyzmu i epoki romantycznej. Często, utwory chcące nawiązywać klimatem do fabuły filmu zawierają różne stylizacje. Na przykład filmy o Afryce, będą zawierać tradycyjne dźwięki ludów tego kontynentu. Filmy westernowe, może pianinko prosto z salonu. Wszystko według wizji kompozytora. Dla mnie ideałem twórcy muzyki filmowej jest John Williams, jego uwertury możemy usłyszeć w takich filmach jak Indiana Jones, Gwiezdne Wojny czy nawet Harry Potter. 

Jego brzmienia, towarzyszą również atakom rekinów z filmów Szczęki. Każdy utwór inny, ale równie magiczny. Innym również bardzo dobrym kompozytorem jest Hans Zimmer, autor między innymi ścieżki dźwiękowej do Piratów z Karaibów. 
Ale oprócz tych dwóch panów, jest rzesza innych godnych twórców, których uwertury robią niezwykłą robotę w filmach. I bez których te dzieła nie były by takie same. Polscy mistrzowie to między innymi Wojciech Kilar (,,Ziemia obiecana”, ,,Pan Tadeusz”),
 Jan A.P. Kaczmarek (,,Marzyciel” – Oscarowa ścieżka dźwiękowa). Nie zagłębiam się za bardzo w biografię tych kompozytorów, w moim artykule, bo nie to mam na celu. Aczkolwiek są to bardzo barwne postaci. Natomiast ja chciałbym tylko zaciekawić was tematem i zachęcić do poznania tego ciekawego tematu, jakim bez wątpienia jest muzyka filmowa.  A o kim waszym zdaniem zapomniałem? Napiszcie w komentarzu.

                      https://www.antyradio.pl/

Figurki Pop! Vinyl- hit czy kit


Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o figurkach, które zawładnęły światem popkultury, jak i portfelami wielu ludzi na całym świecie. Mianowicie figurkami Pop! Vinyl. Są to kolekcjonerskie licencjonowane wyroby (w większości), które przedstawiają różne postaci. Bohaterów filmów, książek, gier, jak i prawdziwego życia. Wśród figurek firmy Funko, możemy znaleźć autorów książek, takich jak George R.R. Martin, gwiazdy kina, na przykład Marilyn Monroe, a nawet gwiazdy piosenki, jak Freddie Mercury. Ale też Tonego Starka, pana Spocka czy Harley Quinn.                                                                                    




Firma, która stworzyła owe figurki, powstała w roku 1998. Twórca Mike Becker, na samym początku, chciał stworzyć mały zakład, który miał tworzyć stare zabawki, zdobywające dużą popularność pod koniec XX wieku, jednak wyszło jak wyszło. Teraz żaden poważny, międzynarodowy konwent, nie odbędzie się bez prezentacji nowych figurek Funko. Na każdej większej popkulturowej imprezie, możemy znaleźć hordy charakterystycznych pudełek, okupujących stanowiska sprzedawców. Figurki Pop! Vinyl, są jednak dosyć kontrowersyjnym produktem, mimo tego, że są zwykłymi zapychaczami półek, co prawda ładnymi, ale zawsze. Wiele ludzi, nie lubi produktów firmy Funko, za ich specyficzny wygląd. Oczywiście rozumiem to, w końcu głowa dwa, a może i trzy razy większa od ciała nie jest naturalnym wyglądem postaci. Dużo osób jednak, próbuje obrzydzić innym wydawanie swoich pensji na urocze bobbleheady,a to już nie jest takie fajne. Ale niestety nic nie poradzę. Mogę was tylko poprosić, żebyśmy my wierni fani popkultury, nie psuli innym pojmowania jej na swój własny sposób. Niech każdy będzie członkiem naszej społeczności tak jak sobie wymyśli. Mam nadzieję, że zaciekawiłem was tematem. Zapraszam do poszerzenia go w odmętach internetu. W komentarzu możecie napisać, czy lubicie figurki Funko oraz jakie postaci posiadacie. Do zobaczenia.
źródło zdjęć: https://popvinyl.pl/


środa, 26 lutego 2020

Tym razem przedstawię wam recenzję filmu, który mi się średnio podobał. Również sprzed roku.

,,Byłem wczoraj na seansie Shazam! reżyserii Davida F. Sandberga. Film mnie nie zafascynował. Niektóre sceny dobrze się oglądało, ale niestety nie mogę tego powiedzieć o całym filmie. Fabuła opierała się na chłopcu, który zgubił mamę i szuka jej od 10 lat. Ciągle ucieka od rodzin zastępczych i sprawdza każdą kobietę o nazwisku, które zapamiętał z dzieciństwa. Pewnego razu znowu zmienia miejsce zamieszkania i trafia do domu w którym jest pełno adoptowanych dzieci.  Billi(tak ma na imię główny bohater) nie ufa nikomu, dlatego również nie darzy zaufaniem nikogo z nowej rodziny. Następny dzień jest jednak dla niego bardzo niezwykły, ponieważ….. Mimo że film mi się nie podobał i nie polecam go, to nie będę nikomu zdradzał reszty. Bill kiedy był w ciele super bohatera zachowywał się głupkowato i nie przekonuje mnie to że był nastolatkiem. Rozumiem niektóre jego wybryki, które goszczą często w głowach młodych ludzi. Ale nie umiejętność zagrania dorosłego,  to chyba trochę przesada.  Główny antagonista, był moim zdaniem barwną postacią i dobrze odegraną. Film może miał być familijny i pokazywać, że rodzina jest najważniejsza. Ale jeżeli, tak to niektóre sceny chyba nie podchodziły pod kategorię family friendly (np. odgryzanie głowy, przez jeden z grzechów głównych). Gdybym miał zdecydować pod jaką kategorię wiekową podczepić ów film to bym chyba nie dał rady. Jak rozmawiałem na temat Shazam! z moim kolegą, z którym byłem na seansie, to uznałem że w sumie nie ma co się dziwić, w końcu film jest od DC. Moja ocena to 4/10.


Pamiętajcie, że to jest moja ocena, moje zdanie. Każdy ma prawo do swojego i to jest właśnie najpiękniejsze."


Dzisiaj mam dla was recenzję Avengers: Endgame spoilerową jak i te bez istotnych faktów, ale myślę że już każdy kto chciał zobaczyć film to go widział. Recenzja pochodzi tradycyjnie sprzed około roku.

Recenzja Avengers :Endgame vol. 1 (bez spoilerów)

,,Witajcie. Byłem dzisiaj na Avengers : Endgame (posłużę się angielską wersją tytułu, ponieważ uważam że polskie tłumaczenie to żart) i powiem wam, że bardzo cieszę się, że to zrobiłem, mimo iż były pewne minusy. Ale o tym później. Najpierw o plusach. Niektóre sceny filmu powodowały u mnie uczucie szczęścia. Ale gdyby nie muzyka (skomponowana przez Alana Silvestriego), szczególnie muzyczny temat Avengersów, to uczucie nie byłoby pełne. Film jest pełen nawiązań do innych dzieł Marvela jak również do naszego świata. Jednym z nich jest pojawienie się bardzo znanej gry…, obejrzyjcie a dowiecie się jakiej. Dzieło braci Russo ma piękne efekty specjalne, jak również niesamowite ujęcia natury i dzieł ludzkich rąk. Mimo to w połowie (tylko, albo aż)  filmu byłem trochę znudzony. Może to wina długości filmu, choć trzy godziny to nie jest dużo więcej od wcześniejszych produkcji studia Marvel(od ok. 2h 20 min, do 2h 55 min). Oprócz tego moim zdaniem fabuła, w niektórych miejscach, nie miała do końca sensu. Mimo to jestem pełen podziwu dla twórców. I zapraszam do obejrzenia tego filmu wszystkich fanów popkultury, tych co znają filmy Marvela, jak i tych co dopiero zaczną przygodę z nimi. Chodź polecam zaznajomić się najpierw z innymi filmami, aby wiedzieć co się dzieje na ekranie. Moja ocena to 8/10."


 !Spoilery!
,,Moi drodzy. Wnoszę, że skoro to czytacie. To już widzieliście najnowszych Avengersów. Mimo że nie ma was, czyli fanów mojej strony, na razie dużo. Proponuję, abyście napisali swoje wrażenia w komentarzu. Może jacyś odważni się znajdą. Albo tacy, którzy nie zgadzają się ze mną. Jak już mówiłem to tylko moje zdanie.
Nie chcę się za dużo rozwodzić na temat filmu, sami go widzieliście i sami możecie ocenić. Powiem tylko, film jest naprawdę dobry. Mimo to chciałbym zwrócić uwagę na niektóre elementy. Lubię Marvela, ale nie jestem jego wielkim fanem. Nigdy nie czytałem komiksów. A moją wiedzę czerpię tylko i wyłącznie z filmów, które nie wszystkie widziałem. Moim zdaniem sensu nie miał za bardzo fakt iż Stev Rogers podniósł Mjolnir(a w sumie złapał).  Proszę was jak. To że ktoś ma w żyłach ,,wzmocnioną” krew, nie czyni go bogiem. Dłużyły mi się sceny na statku Thanosa. Dla całej fabuły miały duże znaczenia. Ale one same nie były zbytnio ciekawe. Podobnie sceny na Vormirze. Tak przykro mi z powodu śmierci Czarnej Wdowy, zginęła w słusznej sprawie, ale moim zdaniem inaczej mogłaby ta scena wyglądać. Może przejdę teraz do pozytywów. Kiedy powrócili bohaterowie. Kiedy otworzyły się portale. A dodatkowo usłyszałem muzykę(świetnie dobraną), to czułem jedno uczucie, uczucie szczęścia. Kiedy wszyscy i  ci co przeżyli, i  ci co powrócili z zaświatów stanęli do ostatecznej bitwy przeciwko Thanosowi i jego wojskom, czułem szczęście. Ta scena to było to na co wszyscy czekali. Inną piękną sceną był pogrzeb Starka, pogrzeb na który przyszło całe ,,uniwersum”, no może prawie całe. Najazd kamery na wszystkich uczestników,  a na końcu na samego Furiego. Coś pięknego. Pozwólcie że wrócę jeszcze do środka, nie dam rady wszystkiego dzisiaj skomentować, ale chciałbym jeszcze zwrócić wam uwagę na dwie rzeczy. Pierwsza, to powrót Korga i Mieka, który spodoba się wielu osobom, np. mojemu bratu. Natomiast druga to spotkanie Starka Juniora i Starka Seniora- ,,pogodzenie” się Tonego z jego ojcem i pożegnanie. To co widzieliśmy i w Wojnie Bohaterów i w innych filmach. Żal Iron Mana za to, że nie mógł się pożegnać z rodzicami,  a głównie z tatą. Za to, że jego ostatnie spotkanie z nim zakończyło się kłótnią. A i ostatnia rzecz (cóż miały być dwie,  ale co tam, koniec gry nie zdarza się często-zaszalejmy), mianowicie sam fakt przenoszenia się w czasoprzestrzeni. Za sam pomysł należą się oklaski- Avengers i podróż w czasie, nikt by się nie spodziewał- a jeszcze większe brawa należą się za wykonanie tego pomysłu w nieoklepany sposób. Coś pięknego!"